Ostatnio niewiele dekupażowałam ze względu na to, że zmagałam się z kolczykami sutaszowymi, które koleżanka zamówiła na swój ślub. Kolczyki nareszcie skończone (pokażę jutro, jak zrobię foty i będzie to mój ostatni kontakt z nimi, a później wyrzucę dziady w cholerę z pamięci), nerwy zszargane, wzrok pogorszony, ręce zmaltretowane... Zrobiłam wprawdzie parę jajek, jak byłyśmy u Małej Mi, ale oczywiście nie zrobiłam fotek, a jajka już poszły w świat. Zrobiłam w końcu jedno, jedyne, żeby nie było, że nie mam w domu własnoręcznego, ale podarowałam je naszemu wetowi, bo akurat w przedświąteczna środę byłam ze szczurem na ostatniej wizycie. No i już więcej nie zrobiłam

Wet dostał też od moich kotków podziękowanie w formie kotka za fantastyczną opiekę i utrzymanie chłopaczków przy życiu




